środa, 28 października 2009

Paski i wyróżnienia

Tytuł enigmatyczny, prawda?
:)
Zacznę zatem od pasków. Ostatnio z racji ślubu uszyłam sobie pasek do płaszcza. Spodobał się kilku osobom i pomyślałam, że może to się sprzeda? Jako kobieta, która żadnego wyzwania się nie boi ;) zabrałam się do pracy. Powstało pięć pasków z tkaniny, które od jutra dostępne będą w Decobazaarze. Szyłam je ręcznie, głownie z jedwabiu i bawełny, czasami wykorzystywałam wstawki z tafty. Każdy posiada podszewkę przyszytą niewidocznymi szwami i wiązanie z tyłu. Dla przykładu kilka zdjęć.
(Modelka - Mamusia :) ja mam ogromny brzuchol ;))


Ostatnio posypały się także wyróżnienia. Sama nie wiem, czy udało mi się wymienić wszystkie. Jeśli jakieś pominęłam, serdecznie przepraszam!
Ogromną radość sprawiły mi zatem Zielonooka, Madlinka, Agnieszka i Annmar




Mam nadzieję, że nikt się nie pogniewa, jeśli po prostu wyróżnię ogół cudownych osób, których blogi notorycznie odwiedzam (na prawo patrz), nie rozdrabniając się. Zbyt skomplikowane zasady i zbyt dużo kobiet, które chciałabym nagrodzić. Poza tym cierpię na niekontrolowaną potrzebę zadowalania innych i miałabym wyrzuty sumienia, jeśli kogoś bym pominęła :)

środa, 21 października 2009

Sporo o strachu, trochę o dzieciach i nieco o szyciu.

Targają mną tak rożne emocje.... W jednej chwili jestem wesoła, w drugiej się smucę, dopada mnie depresja, by za chwilę znów się uśmiechać. Jest mi ciężko, ale od początku....
Kiedy jakiś czas temu okazało się, że rzekoma przepuklina Tomaszka zniknęła i okazała się być wodniakiem jądra, odetchnęłam i cieszyłam się, że nie zdecydowaliśmy się na operację. Jednak los dybał na nas i ostatnio nie spodziewanie wylądowaliśmy z synkiem na pogotowiu. Pojawiła się przepuklina pachwinowa. Niewielka, ale nie ma na co czekać i konieczna jest operacja. Mamy już umówiony termin, na szóstego listopada. Boję się, jak diabli i choć lekarze powtarzają mi, że to "tylko" rutynowy zabieg, ja drżę o moje dziecko. To normalne, prawda? Będą kroić MOJE dziecko pod całkowitą narkozą. Jak mam się uspokoić? Coś strasznego, dlatego proszę Was o wsparcie duchowe, modlitwę, nie wiem, cokolwiek, co mu pomoże. Bardzo się boję.
Poniżej mój łobuziak kochany.


Mam dużo do szycia, wiele zaczętych, a nie skończonych projektów, mnóstwo pomysłów, ogólnie cierpię na chroniczny brak czasu, a gdy dopada mnie strach o Tomaszka i dół, także brak chęci. Mam niesamowitą huśtawkę nastrojów i nie mogę za to winić ciąży.
Co do szycia, nie wiem, jak się wyrobię ze wszystkimi zobowiązaniami, zwłaszcza, że maszyna do szycia się buntuje, łamiąc nagminnie igły. A ja nie mam czasu oddać jej do serwisu. Grrrr.... Z pocieszających spraw - lala dotarła do Pauli i choć Ona już ją pokazała i ja się pochwalę, bo przed podróżą zafundowałam jej specjalnie sesję zdjęciową. Oto lala dla Lenki.


A skoro już wspomniałam o ciąży, to wypadałoby się pochwalić brzuszkiem. Przecież to już 28 tydzień, szósty miesiąc, jest co pokazać, bo brzuch pokaźny. Przy Tomaszku też był wielki, pod koniec wyglądałam na dwunasty, nie dziewiąty miesiąc. Teraz też mnie to czeka :)
Dzidzia fika, kopie mamusię, a ja się z tego bardzo cieszę. I trzymam kciuki, by wszystko było w porządku.
Zdjęcie zrobione po powrocie z wesela brata mojego męża, na które wybraliśmy się w ostatnią sobotę. Wybaczcie wystraszoną minę. Nie mam bladego pojęcia dlaczego tak dziwnie wyszłam, zupełnie jak nie ja. Tak, czy inaczej, oto mój brzuszek.


A na sam koniec dodam, że Alewe organizuje apetyczne candy, a ja mam chrapkę na nagrodę. KLIK!


EDIT!
Zapomniałam o wyróżnieniach, które na mnie spłynęły niespodziewanie w liczbie ogromnej! W kolejnym poście się do nich ustosunkuję :) Potrzebuję czasu na ich ogarnięcie :)

środa, 7 października 2009

Drzwi z historią

Nie znam ich całej historii, ale z pewnością mogłyby wiele opowiedzieć. Mają już niemal sto lat, a ja mogę jedynie wspomnieć o ostatnich dwudziestu pięciu.
W moim starym domu, gdzie mieszkałam z najbliższymi (odkąd skończyłam dwa lata) pełniły rolę drzwi do kilku półek w spiżarni. Było to ogromne mieszkanie w kamienicy wzniesionej w 1912 roku. Miało mnóstwo zakamarków i pięknych elementów, których bardzo mi brak - misterne sztukaterie, piękna stolarka drzwiowa, płytki w łazience, dla których mogłabym teraz zabić.
A w wielkiej kuchni, tuż przy tylnym wyjściu z mieszkania (wyjściu niegdyś dla służby) mieściła się wspomniana spiżarnia, skryta za małymi, rzeźbionymi drzwiami. Wśród głębokich półek kilka skrywało się za tymi właśnie drzwiami. Zamykane kiedyś na zaginiony już klucz strzegły pewnie przed wścibską służbą nalewek i konfitur. Moja babcia również chowała tam przetwory.
Są nadszarpnięte zębem czasu, gdzieniegdzie zjedzone przez szkodniki, a na dole, w prawym rogu noszą mój ślad. Gdy byłam mała umazałam je farbą :)
Nie mogłam się powstrzymać i zabrałam je ze sobą do nowego mieszkania. Teraz przywołują wspomnienia dzieciństwa i wczesnej młodości, dają takie ciepłe poczucie bezpieczeństwa i miłości. Kojarzą się wspaniale!
Na razie stoją w kanapowni, ale mam już na nie pomysł. Specjalnie dla niech zrobimy szafę w pokoju dzieci, a drzwi będą strzegły dziecięcych skarbów. Mam nadzieję, że i im będą się kiedyś miło kojarzyć z domem rodzinnym.

piątek, 2 października 2009

Matrioszkowo

Na fali popularności matrioszek wypłynął i mój pomysł. Postanowiłam uszyć matrioszkowe poduchy. Póki co mam fronty i to niekompletne. Brakuje wyszytych twarzyczek i poprzyszywanych tasiemek, tudzież pikowań. Dojdą jeszcze kolorowe boki i tyły. Gdy tylko skończę będzie można je znaleźć w Decobazaarze :)


A mój Mały Pomocnik wciąż chory. Przyplątał się paskudny wirus, Tomaszek kaszle tak, że płuca chce wypluć, gorączkuje i ma megakatar. Bidulek, serce mi się kraje. Jednak jak to on, zachowuje pogodę ducha. Tutaj na kanapie ogląda "Wally" zdaje się po raz setny :/ Wasze maluchy też tak mają?


P.S.

Małe zmiany na blogu. Byłam już przytłoczona poprzednim szablonem i banerkiem. Choć mi się bardzo podobał i może do niego jeszcze wrócę, potrzebowałam czegoś świeżego, jakiejś odmiany. Może być?